Nie dawniej niż wczoraj, w wieczornym pociągu z Krakowa do Warszawy przeczytałam, że w Ameryce orzeszki ziemne podaje się w łupinach na ciepło. Są one gotowane w wodzie morskiej (taką się do tego zaleca), a niekiedy rumieni się je dodatkowo na smalcu. Co więcej, w jednej z tamtejszych restauracji spotkamy je z dodatkiem słonej dojrzewającej szynki i plasterkami papryczek Jalapeño.
W innym rejonie ogranicza się do sprzedawania ich na straganach z pieprzem kajeńskim lub w wersji „regular” z dodatkiem jedynie zwykłej soli.
A ja świadoma przyjemności z rozbijania łupinek i wyciągania z nich różnej wielkości fistaszków, pojąć nie potrafię jak można ograniczać się do jedzenia ich w formie przetworzonej.
Obserwując przez brudne okna zmieniający się krajobraz analizowałam potencjalny smak pozbawiony przyjemności Kreowałam w wyobraźni różne smaki, lecz zamiast tego przypomniał mi się obraz komiksowych fistaszków. I zastanawiałam się jaki stosunek miałby fistaszek do takiej formy fistaszka…
I kto wymyślił, że orzeszki to fistaszki !??
Masło ucieramy z cukrem. Dodajemy kolejno jajka oraz masło orzechowe. Całość miksujemy i dorzucamy jeszcze orzechy oraz ekstrakt. Do osobnej miski przesiewamy mąkę i dodajemy sól, cynamon oraz sodę. Łączymy je z masą orzechową i dokładnie miksujemy. Ciasto przekładamy do małych foremek na ciastka lub nakładamy na blaszkę wyłożoną papierem (pamiętajmy o odstępach, żeby ciastka się nie połączyły). Na wierzch możemy nałożyć po kilka orzeszków. Pieczemy w 180 C przez 15min, aby delikatnie zbrązowiały. Studzimy na kratce.
* Informacje zaczerpnięte z magazynu „Kukbuk” nr.7/2014