Niedawno przeczytałam ogłoszenie „Potrzebuję dziadka do orzechów” podpisane przez Trudną Panią do zgryzienia. Trudna pani wkrótce stała się obiektem mojej wyobraźni. Znajdywałam ją na każdym kroku i widziałam w każdej poznanej dziewczynie. Co gorsza, coraz bardziej widziałam ją w sobie samej.
Wraz z wiosną pożegnałam trudny orzech i upiekłam tartę orzechową z resztkami mojego kochanego syropu klonowego. Podobną jadłam w Kanadzie. Pamiętam, że była ona obficie wypełniona orzechami pekan i nieprawdopodobnie smaczna. Spróbowałam powtórzyć ten smak w towarzystwie orzechów włoskich, które są nieco twardsze i wytrawniejsze. Przyznaję, że to najlepsza tarta jakąkolwiek jadłam. Ku mojej uciesze robi się ją niezwykle szybko, co dodaje jej jeszcze więcej uroku.
Nawet Signor Fly, który wystrzega się orzechów i stroni od słodkiego, z iskierką w oku zjadł wszystko !
Łączymy ze sobą składniki do tarty i wyrabiamy kulę. Tortownicę smarujemy masłem, posypujemy bułką tartą i układamy na niej równomiernie nasze ciasto (zostawiając więcej na krawędziach). Nakłuwamy widelcem dno, aby nie powstały pęcherzyki i wkładamy do lodówki na min. 40min.
Po tym czasie ciasto wyjmujemy i włączamy piekarnik na 180C. Kiedy będzie rozgrzany wstawiamy tartę na ok.15min, aż ciasto będzie zarumienione, ale nie brązowe (będziemy je jeszcze piec). Wyjmujemy z piekarnika i zostawiamy do ostygnięcia.
W tym czasie robimy nadzienie. Na bardzo małym ogniu rozpuszczamy masło, dodajemy miód, syrop klonowy, likier. Odstawiamy z ognia i po chwili dodajemy śmietanę. Energicznie mieszamy,aby wszystko się połączyło.
Na tartę wysypujemy uprażone orzechy (nie siekamy), a na nie wylewamy masę. Wstawiamy do piekarnika na ok.15-20 min do 180C. Gotowość sprawdzamy lekko poruszając tartą. Jeśli sos jest sztywny, a orzechy i ciasto przyrumienione, wyjmujemy i studzimy. Wystudzone polewamy masą krówkową lub karmelem.
Pycha!